Psalm 105
Przekład Jana Kochanowskiego
Chwalcie Pana,
imienia Jego wzywajcie
I sprawy Jego
światu opowiadajcie!
Jemu rym, Jemu
służcie, wesołe strony,
Jego cuda
roznoście na wszytki strony!
Inszej chluby
nad Jego imię nie macie;
Trwalszej
radości próżno indziej szukacie.
Cuda, które
uczynił, w sercu chowajcie;
Chowajcie i
naukę, o Abramowe
Potomstwo
wiernych Jego i Jakubowe!
Pan nasz to
jest Bóg prawy, Jego wyroki
Wiążą wszytek
świat, jako w sobie szyroki.
Pomni na ligę
swoje i wszytki rzeczy
Ma w umowie
zamknione na dobrej pieczy.
Co z Abrahamem
zatarł, co Izakowi
Przysięgą swą
utwierdził, co Jakubowi
Miasto statutu
podał, w czym na czas wieczny
Izraela
upewnił, w słowie stateczny,
Obiecując za
czasem kraj dziwnie śliczny
Chananejski
podać im w pomiar dziedziczny.
Gdzie w małej
liczbie będąc i nieznacznymi,
Przychodnie
nieznajomi między obcymi
Nosząc się to
tam, to sam, dziś w tej dziedzinie,
Jutro namiot
swój stawiać w inszej krainie;
Przecie zawżdy
bywali w Pańskiej obronie,
A zuchwałe
tyrany Pan gromił o nie:
"Pomazańców
- ja radzę - mych nie tykajcie
I proroki w
pokoju me zachowajcie!"
Potem, mając
głód wzbudzić po wszytkiej ziemi
I wszelką
żywność odjąć, posła przed niemi
Do Egiptu
wyprawił: "Syn opłakany
Twój, Jakubie,
w niewolą jest zaprzedany.
Tam mu pęta na
nogi ciężkie włożono
I żelazem
niezłomnym grzbiet obciążono."
I tak długo
był trzyman w więzieniu srogim,
Aż go Pan
wesprzeć raczył duchem swym drogim.
Duch Pański go
wyświadczył, że w nim okazał
Dar taki, za
którym król puścić go kazał,
I poruczył mu
dwór swój, i dał w szafarstwo
Wszytkę
majętność swoje, wszytko swe carstwo,
Aby starosty
jego, gdy zechce, sadzał
Do więzienia,
a radzie mędrszy doradzał.
Zatym
pożegnawszy się z krajem ojczystym
Syn Izaków nad
Nilem siadł przeźrzoczystym,
Gdzie Pan lud
swój tak wielce rozmnożył, że go
Silniejszym
nieprzyjaciół uczynił jego.
Stąd im
zazdrość urosła, stąd tyran srogi
Niszczyć je
coraz nowe na j dowal drogi.
Aż Mojżesza z
Aronem Pan swe posłańce
Za czasem
zesłał miedzy harde pohańce.
Którzy mocą
słów Pańskich cuda czynili,
Króla strachu
i jego dwór nakarmili.
Kazał Pan, a w
południe noc gęsta wstała,
Która dzień z
oczu ludzkich nagle zagnała.
Krwią zdroje,
krwią płynęły rzeki szarłatne
Miecąc po
brzegach zdechłe ryby niepłatne.
Ziemia taką
żab sprośnych hojność zrodziła,
Że i królewska
pościel bez nich nie była.
Potem wojska
much spadły nieprzeliczone,
A wszy stady
latały niewygubione.
Miasto dżdża z
nieba padał grad kamienisty,
A z gradem
niesłychany wicher ognisty.
Zaczem wszytki
winnice opustoszały,
A sady
zagłuszone płód pomiotały.
Przyszła
szarańcza, przyszedł chrząszcz wielonogi,
Zboże wyjadł,
co był grad ominął srogi.
Na koniec płód
wszelaki pierworodzony
Jednej nocy po
wszytkim państwie zgładzony.
Dopiero cudzym
złotem ubogaceni
Bez wszelakiej
trudności są wypuszczeni;
I owszem,
wszytek Egipt radzi ich zbyli,
Bo przed
strachem ledwie już przy duszy byli,
A Pan nad nimi
obłok miasto zasłony
We dnie
wieszał, a w nocy słup rozpalony.
Gdy prosili,
ptacy im w obóz padali,
A po ziemi
niebieski pokarm zbierali.
Tym g'woli
wodę lały twarde krzemienie,
A po suchych
pustyniach ciekły strumienie.
Pan bowiem
swoich świętych słów nie przebaczył,
Co kiedy
Abramowi poślubić raczył.
Przetóż lud
swój z okrutnej ręki wybawił
I na pięknej
swobodzie wesołe stawił,
I uczynił je
pany wielkiej krainy,
I posiedli
przychodnie obce dziedziny,
A to, żeby
ustawy Pańskie chowali
A wedle wolej
Jego postępowali.
No comments:
Post a Comment