Psalm 4
Przekład Jana Kochanowskiego
Wzywam Cię,
Boże, świadku mojej niewinności,
Któryś mię
zwykł wywodzić zawżdy z mych trudności;
Chciej się
teraz nade mną troskliwym smiłować
I moje smutne
prośby łaskawie przyjmować!
A wy, o
nieżyczliwi, o zapamiętali,
Długoż się na
mą sławę będziecie targali?
Długoż rzeczy
znikomych naśladować chcecie?
I leda wiatru,
głupi, chwytać się będziecie?
Tego w żadnej
przygodzie już nie odstępuje;
Nie odstąpi
mnie mój Pan, zawżdy z łaski swojej
Dawał miejsce
i dawa, i da prośbie mojej.
Radzę tedy,
żebyście przed oczyma mieli
Pańską bojaźń
a gniewać więcej go nie chcieli;
Co noc, to
rozbierajcie dnia przeszłego sprawy:
Tom
przystojnie uczynił, tum Bogu nieprawy.
Więc nie
baranem ani wołem Go błagajcie,
Ale przedeń
sumnienie czyste przynaszajcie;
Co gdy będzie,
już pewni tego być możecie,
Że się na
swych nadziejach nic nie zawiedziecie.
Mówią drudzy:
„Dobrego mienia nam potrzeba.”
O Panie, Ty
chciej tylko swoim okiem z nieba
Na mię
pojźrzeć grzesznego: to są osiadłości,
To skarby, to
pociechy i moje radości.
Inszy niechaj
szpichlerze nawiezione mają,
Niechaj
wszytkie piwnice winem zastawiają;
Ja w nadzieję
łaski Twej będę spał bezpiecznie,
Bo mię Ty sam,
Panie mój, opatrujesz wiecznie.
No comments:
Post a Comment