Ps 5
Przekład Jana Kochanowskiego
Przypuść,
Panie, w uszy swoje + Słowa i wołanie moje;
Wysłuchaj mój
głos płaczliwy, + Kólu i Boże prawdziwy!
Ledwie z
głębokiego morza + Ukaże się rana zorza,
A ja już wołam
do Ciebie + Smutne oczy mając w niebie:
Tyś Bóg
świętobliwy prawie; + Nie kochasz się w żadnej sprawie,
Gdzie by się
złość przymieszała, + A cnota mały plac miała.
Próżno zły ma
tuszyć sobie, + Aby miał zmieszkać przy Tobie;
Niesprawiedliwy
nie stanie + Przed oczyma Twymi, Panie.
A nieprawdę
tak rad płacisz, + Że koniecznie kłamcę stracisz.
Mąż okrutny,
ręki krwawej, + Nigdy twarzy Twej łaskawej
Nie ma uznać;
tegoż, Boże, + I przewrotny czekać może.
A ja
miłosierdziu Twemu + Ufając niewymownemu,
Nawiedzę Twe
święte progi + I dam cześć Bogu nad bogi;
Tylko, abych
był bezpieczny + Od złych ludzi, Panie wieczny,
Prowadź mię
sam z łaski swojej, + Niechaj słucham wolej Twojej!
Ich usta są
nieprawdziwe, + Serce chytre i zdradliwe;
Ich gardło –
grób otworzony, + A język – pochlebca płony.
Karz je,
Panie, prze ich zdrady, + Zamieszaj ich wszytki rady;
Odrzuć je
wiecznie od siebie, + Bo Pana mieć nie chcą Ciebie.
A ci, co Tobie
ufają, + Niech wesela używają;
A radość ich
trwała będzie, + Bo Twa łaska z nimi wszędzie.
Będą się Tobą
chlubili, + Którzy Twoje imię czcili;
A Ty pomożesz
każdemu + Człowiekowi pobożnemu.
Okryjesz go
łaską swoją + Jako napewniejszą zbroją;
Zbroją, która
krom swej skazy + Może wytrwać wszelkie razy.
No comments:
Post a Comment