Psalm 35
Przekład Jana
Kochanowskiego
Obrońca
wieczny ludzi utrapionych,
Do ciebie w
swoich krzywdach niezliczonych – Ja się uciekam.
Zastaw się o
mię, daj odpór gwałtowi,
Porwi broń i
tarcz, pomóż człowiekowi – Uciśnionemu!
Zastąp, dobywszy
ostrej szable swojej,
Mym prześladowcom;
rzeczże duszy mojej: – Jam zdrowie
twoje.
Niechaj
sromotnie nazad uciekają, – Co mi źle myślą.
Jako gwałtowny
wicher niezgoniony
Proch po
powietrzu niesie, tak i ony – Anioł niech pędzi!
Niech
ślizawice i ćmy niespędzone
Ich drogi
będą, a ony strwożone – Anioł niech żenie!
Bo na mię
sidła bez winy stawiają,
Bez winy doły
zdradliwe kopają – Zdrowie me łowiąc.
Bodajże się w
swych sieciach połowili,
Bodaj się w
tychże dołach potopili, – Które kopali!
A ja (da Pan
Bóg!) pozbywszy trudności
Dnia wesołego
użyję, a kości – Wszytki me rzeką:
Panie, kto
Tobie rówien? Ty ubogich
Trapić
możniejszym nie dasz; Ty z rąk srogich – Nędzne wyrywasz.
Niestety na
złe ludzi niewstydliwe
Wiodą to na
mię, o czym me poczciwe – Serce nie myśli.
Uprzejmość
moje złością mi oddali,
Miasto ratunku
samiż zasiadali – Na gardło moje.
A jam w ich
zły czas w parcie (mój Bóg to wie)
Chodził i
poszcząc Pana za ich zdrowie – Prosił ustawnie.
Tak
przyjaciela przyjaciel żałuje,
Tak brata
płacze brat, tak lamentuje – Syn po swej matce.
A oni się w
mej pladze weselili
I schadzki o
mnie tajemne czynili, – Chasza nikczemna:
Głodni
pochlebcę czci mi uwłaczali,
Mną sobie gęby
dworni wymywali – Darmojadowie.
O Panie,
kiedyż wejźrzysz? Pozbaw mię tych
Pośmiewców
kiedy a broń od przeklętych – Lwów dusze mojej,
Abych Twą
dobroć przy wielkim wyznawał
Ludzi zebraniu
i Tobie oddawał – Chwałę powinna.
Niechaj
radości żadnej nie używa
Zły człowiek
ani sobą pochutnywa – Patrząc na mój żal.
Cokolwiek
mówią, wszystko uszczypliwie,
A w sercu
myślą, jakoby zdradliwie – Podyć dobrego.
Gęby do uszu
na mię rozdziewili
Mówiąc: Owasmy przecie nacieszyli – Chciwe swe oczy.
Widzisz, o
Panie, jawną krzywdę moje,
Nie racz jej
milczeć; okaż bytność swoje – Przy mnie, swym słudze!
Wstań a
rozciągni swój sąd sprawiedliwy,
A uznaj, kto z
nas praw jest, a kto krzywy, – Mój wieczny Boże!
Osądź mię
według swej sprawiedliwości,
A nie daj,
Panie, przeklętej zazdrości – Pociechy ze mnie!
Niechaj nie
mówią: Lubuj, duszo, teraz,
Oto nam w ręce
wpadł, czegośmy nieraz – Sobie życzyli.
Bodajże jawnej
nie uszli sromoty,
Którym
nieszczęście i moje kłopoty – Dobrą myśl czynią!
Bodaj
zelżywość i wieczną odnieśli
Hańbę na
sobie, którzy się podnieśli – Hardzie przeciw mnie!
A ludzie,
którzy cnocie mej życzyli
Będą się
jeszcze (da Bóg!) weselili – I rzeką potym:
Chwała bądź
wieczna Bogu nawysszemu,
Który dopomóc
raczył słudze swemu – W trudnościach jego.
Język mój
także będzie szerzył, Panie,
Twą
sprawiedliwość ani poprzestanie – Twej chwały wiecznie.
No comments:
Post a Comment