Ratuj mię, Panie, bo złych przygód nawałności sięgają we mnie ostatnich kości

Psalm 69
Przekład Jana Kochanowskiego
Ratuj mię, Panie, bo złych przygód nawałności + Sięgają we mnie ostatnich kości.
Topię się w srogim błocie; powódź mię porwała + I scalonymi wełny zalała.
Oniemiałem już prawie ratunku wołając; + Straciłem oczy w niebo patrzając.
Ledwie tak wiele włosów na głowie najduję, + Jako nieprzyjaciół wiele czuję.
Wzięli moc, którzy trapią nędzną moje duszę; + Nicem nie wydarł, a płacić muszę.
Ty wiesz moje prostotę, wiekuisty Boże, + Tobie mój grzech być tajny nie może!
Niechaj się, mocny Panie, za mię nie wstydają, + Którzy na Twoje pomoc czekają.
Prze Cię ja urąganie i sznupki odnoszę, + Prze Cię wstyd wieczny na twarzy noszę.
Bracia się mnie zaprzeli, matki mej synowie, + Ten cudzoziemcem i ów mię zowie;
A ja cierpieć nie mogę, kiedy lud przeklęty + Lekce uważa Twój zakon święty.
Twój pośmiech, Twoja wzgarda na mię się wracają, + Mnie serce trapią, mnie zapałają.
Jeślim płakał, jeślim swe postem dręczył ciało, + Wszytko mi to śmiech u nich jednało.
Jeśli mię w grubym chodząc worze upatrzyli, + Przypowieść ze mnie wnet uczynili.
Mną języka naczosać w bramie posadzonym; + Jam jest wieczorna pieśń opojonym.
W tym frasunku ja przedsię garnę się do Ciebie, + A Ty mię, Panie, przyjmi do siebie!
Wysłuchaj mię podług swej niezmiernej litości + I nieodmiennej swej stateczności!
Wyrwi mię z błot, wybaw' mię z ręku niepobożnych, + Nie daj mi tonąć w powódź rzek możnych!
Wielkie jest, Boże wieczny, miłosierdzie Twoje, + Skłoń ku mnie ucho łaskawe swoje.
Nie kryj twarzy przed sługą swoim, bom okrutnie + Jest utrapiony; usłysz mię chutnie,
Przybądź duszy na ratunk, aby niezmiękczony + Mój nieprzyjaciel był zawstydzony.
Nie jest u Ciebie tajne moje urąganie, + Moje przymówki, me zapałanie.
Wszytki Ty znasz, którzy mię trapić nie przestają, + A we mnie serce i siły tają.
A nie był, kogo by mój rzewny płacz rozkwilił, + Nie był, kto by mię słówkiem posilił;
I owszem, mię źli ludzie żółcią nakarmili + I w upragnieniu octem poili.
Niechże im też ich pokarm kością w gardle stanie, + A skąd pociechy szukają, Panie,
Niechaj smutek odnoszą; zaślepże im oczy, + A grzbiety zawżdy ku ziemi tłoczy!
Wylej na nie straszny gniew swej zapalczywości, + Niechaj nie ujdą Twojej srogości!
Dwury niech pusto stoją, a pod ich namioty + Niech pająkowe wiszą roboty;
Bo kogoś Ty uderzył, oni dobijają, + A rannym jeszcze ran przyczyniają.
Lecz Ty, Panie, złość zawżdy przykładaj do złości; + Niech nie uznają Twojej litości!
Wymaż je z ksiąg żywotnych; niechaj zły nie będzie + Położon w jednym z dobrymi rzędzie!
Nad mię człowiek troskliwszy już ani być może, + Przeto Ty mię sam opatrz, mój Boże!
A ty więc, moja lutni, pomni chwałę dawać + I Pańską łaskę wiecznie wyznawać!
Co Pan tak wdzięcznie przyjmie, że nigdy tak drogi + Przed Nim nie będzie wół złotorogi.
Na mię patrząc, ubodzy i ludzie strapieni + Będą na sercach swych ucieszeni.
W Panu trzeba mieć ufność, a Ten nie omyli + I w każdej trwodze duszę posili.
Pańskie ucho otwarte zawżdy jest ubogim, + Pomni On na swe w więzieniu srogim.
Niebo, ziemia i morze Temu niech cześć dawa, + I cokolwiek dusz w tym przemieszkawa;
Bo ten na gród syjoński wspomni w krótkim czesie + A judzkie miasta z rumów wyniesie.
I będą puste miejsca znowu osadzone, + I dawnym panom zaś przywrócone.

Po nich wdzięczne potomstwo w swej własności siędzie, + U których ważna cześć Pańska będzie.

No comments:

Post a Comment